Wsiadając za kierownicę nie myślimy o tym, że po drodze może dojść do nieprzewidzianej sytuacji. Na przestrzeni lat, znaczna część zmotoryzowanych będzie jednak uczestniczyć w kolizji czy wypadku, a prawie każdy z nas stanie się prędzej czy później świadkiem podobnego zdarzenia. Co robić w razie wypadku na drodze i za co jesteśmy wówczas odpowiedzialni?
Kolizja bez zobowiązań
Zdarzenia drogowe można podzielić na wypadki i kolizje. Z tą drugą kategorią mamy do czynienia, jeśli w wyniku zderzenia nikt nie ucierpiał ani nie zginął. Jak łatwo się domyślić, wypadek występuje wtedy, gdy w wyniku zdarzenia ktoś ginie lub został ranny. Zderzenie zostaje uznane za wypadek, jeśli, jak mówią przepisy, jest ono nieumyślne, a obrażenia spowodowały „naruszenie czynności narządu ruchu lub rozstrój zdrowia” trwające co najmniej 7 dni.
Zdarza się, że zdarzenie drogowe – wstępnie zakwalifikowane jako kolizja – w rzeczywistości okazuje się wypadkiem. Może tak się zdarzyć, jeśli biorąca udział w zdarzeniu osoba początkowo nie odczuwa skutków obrażeń lub nie zdaje sobie z nich sprawy. Gdy emocje mijają, pojawia się dolegliwość.
Jaka jest różnica pomiędzy kolizją a wypadkiem dla osoby, która widzi zajście? Okazuje się, że całkiem spora. W przypadku kolizji, przepisy nie narzucają na obserwatora żadnych zobowiązań. Jedna ze stron może poprosić obecną na miejscu osobę o to, by została świadkiem i opisała policji całe zajście. Nie mamy jednak obowiązku się na to godzić.
Wypadek to nie przelewki
Świadek wypadku to już zupełnie inna kwestia. Obowiązuje go konieczność udzielenia pomocy ofiarom. Za jej nieudzielenie grozi kara. Kodeks karny przewiduje za to do 3 lat pozbawienia wolności. Przepisy nie są jednak tak surowe, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Co ważne, wbrew obawom wielu zmotoryzowanych, nie możemy zostać pociągnięci do odpowiedzialności za niefachowe udzielenie pomocy. Jeśli pomimo starań, nasze działania nie przyniosą pozytywnych efektów albo wręcz zaszkodzą, nie zostaniemy za to ukarani.
Nakaz udzielenia pomocy nie jest też bezwzględny. Obowiązek ten występuje tylko wtedy, gdy możemy pomóc poszkodowanym bez narażania na niebezpieczeństwo siebie lub innych osób. Na przykład, jeśli świadek pożaru samochodu nie zdecyduje się na wyciągnięcie pasażerów z objętej płomieniami kabiny, nie powinien spodziewać się zarzutu. Jeśli jednak taka osoba nie wezwie straży pożarnej i nie wykorzysta swojej gaśnicy, by przynajmniej spróbować opanować sytuację, może mieć kłopoty.
Nie mamy też obowiązku pomagać, jeśli musiałoby się to wiązać z koniecznością poddania się zabiegowi medycznemu. Zwolnieni z obowiązku jesteśmy także wtedy, gdy możliwa jest niezwłoczna pomoc ze strony instytucji czy osoby do tego powołanej – to znaczy, gdy na miejscu jest już ratownik medyczny lub są strażacy.
Jak można pomóc?
Należy pamiętać, że udzielanie pomocy zaczynamy od zabezpieczenia terenu i siebie. Najlepiej odpowiednio ustawić trójkąt ostrzegawczy i założyć kamizelkę odblaskową. Niezwłocznie należy też wezwać pomoc. Nowoczesne samochody będą wyposażane w specjalny przycisk, który zawiadomi służby o wypadku – pisaliśmy o nim w tym artykule. Póki co jednak, nawet jeśli na miejscu są już inne osoby, nie można z góry zakładać, że służby ratownicze już jadą. Często też dojazd trwa jakiś czas, a w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia liczy się każda minuta. Trzeba więc przystąpić niezwłocznie do udzielenia pierwszej pomocy.
Czasami zdarza się, że każda z zatrzymujących się osób z góry zakłada, że ktoś inny musiał już zadzwonić na numer 112, policję, straż pożarną lub pogotowie. Najlepiej więc zapytać, kto wykonał telefon. Całkiem możliwe, że nie odezwie się nikt. Dopiero potem przystępujemy do udzielania pomocy – zgodnie z zasadami, które poznaje się podczas kursu na prawo jazdy lub przy okazji innych szkoleń tego typu, np. w swoim miejscu pracy.
Co robić w razie wypadku na drodze? Można zastąpić policjanta
Świadek zdarzenia drogowego w niektórych przypadkach nabywa jeszcze jedno, dość zaskakujące prawo – może zastąpić policję, gdy tej nie ma na miejscu. Kodeks postępowania karnego określa w art. 243, że każdy ma prawo ująć na gorącym uczynku sprawcę przestępstwa, jeśli zachodzi obawa, że osoba ta będzie chciała się ukryć lub nie można ustalić jej tożsamości. Te same przesłanki pozwalają na ujęcie sprawcy wykroczenia.
W praktyce więc świadek potrącenia, którego sprawca ucieka – zamiast udzielić pomocy ofierze, może podjąć pościg za winnym i zatrzymać go. Jednocześnie należy zawiadomić o wszystkim policję. Sprawę trzeba jednak właściwie wyważyć, przynajmniej z dwóch względów.
Po pierwsze, jeśli na drodze nie ma nikogo, kto mógłby udzielić pomocy ofierze wypadku, lepszym wyjściem będzie zająć się poszkodowanym i zapamiętać jak najwięcej szczegółów dotyczących samochodu sprawcy, by później przekazać je policji. Po drugie, każdy przypadek ujęcia obywatelskiego rozpatrywany jest indywidualnie. Jeśli przekroczymy swoje uprawnienia, może spotkać nas kara, nawet pięć lat pozbawienia wolności.
Podsumowując, na świadka kolizji przepisy nie narzucają żadnych zobowiązań. W razie wypadku świadek jest jednak zobligowany do udzielenia pomocy poszkodowanym lub choćby wezwania służb ratowniczych i zabezpieczenia terenu. Z prawa do ujęcia sprawcy lepiej korzystać tylko w ostateczności.